Yves Saint Laurent Couture

„Ain’t Laurent Without Yves” grzmiały t-shirty w 2012 roku, bawełniany dowód, z jakim oburzeniem przyjęto zmianę na stanowisku głównego projektanta szacownego paryskiego domu mody. Stefano Pilati okazał się nie dość ekscytujący w czasach niecierpliwego zysku, a jego moda niewystarczająco medialna. Hedi Slimane, jego następca, po nakreśleniu dziesięć lat wcześniej nowej męskiej sylwetki – wtedy w Dior Homme, okazał się dokładnie tym, czego legendarny dom mody, wciąż niedobudzony z wspaniałego snu, jakim były rządy w nim Toma Forda, potrzebował. Co prawda butnym, aroganckim, kategorycznym i powszechnie krytykowanym, ale liderem. Z wizją, osobowością i niezwykłą intuicją dostarczania klientom tego, czego jeszcze nie wiedzą, że bardzo pragną.

Rewolucja ma swoje ofiary, głowę ścięto nazwie słynnej firmy, z Yves Saint Laurent przemianowanej na Saint Laurent Paris i ozdobionej nowym, minimalistycznym logo. Zmiany były więcej niż kosmetyczne. W butikach wymieniono wszystko, od podłóg po długopisy, jakich używają pracownicy sklepów. Hedi przypomniał branży skąd wzięło się to wyświechtane „dyktator mody”. Jego wizja jest konsekwentna, brutalnie autorytarna i, cóż, sprzedaje się jak świeże bułeczki.

A jednak po trzech latach „Yves” wraca do Saint Laurent i to w towarzystwie „couture”. Po realizacji kilkunastu zamówień specjalnych, poza głównymi kolekcjami, między innymi dla Julianne Moore i Cary Delevingne, przyszedł czas na ruch oficjalny: Yves Saint Laurent znów dopisuje do swojego krawieckiego repertuaru haute couture. I doszywa do tego jedwabną metkę z numerem kreacji.

Ach, „wysokie krawiectwo”. Udane małżeństwo misternego fachu i niebotycznych cen. Tylko dla wybranych. YSL Couture doda tej elitarności jeszcze bardziej wyjątkowego charakteru. Pieniądze nie kupią tych kreacji, to projektant zdecyduje, czy chce mieć takiego klienta w swojej – starannie prowadzonej w zeszycie ozdobionym złotymi literami – bazie.

Ostatnią kolekcję haute couture dom mody Yves Saint Laurent pokazał w szczególnych okolicznościach. W styczniu 2002 roku mistrz Yves ostatni raz ukłonił się swojej – uwielbiającej go – publiczności. Chwilę po (imponującym, ponad 200 modeli) pokazie hc. Oklaskiwało go dwa tysiące zgromadzonych wewnątrz Centre Pompidou gości oraz tysiące zgromadzonych na zewnątrz budynku fanów, obserwujących ze wzruszeniem na wielkich ekranach ostatni pokaz wielkiego projektanta. Po tym oszałamiającym manifeście talentu, nie pozostało nic innego, jak zamknąć tę instytucję na długie lata i wykreślić dom mody Yves Saint Laurent z elitarnej listy pokazujących na paryskim tygodniu couture. Zostały wspomnienia, między innymi to, Laetitii Casty, jednej z ulubionych modelek Saint Laurenta, w jego wariacji na temat sukni ślubnej, czy raczej bukietu ślubnego, na finał pokazu haute couture w 1999 roku.

Dziś sprawy malują się mniej kolorowo. Ujawniona właśnie kampania kolekcji couture utrzymuje obrany dość konsekwentnie kurs nowego, czarno – białego świata Saint Laurent. Czy zaprasza do tego świata? To dobre pytanie. Nie temu ma służyć, bo to nie jest świat serdeczny i ciepły. Jest tylko dla wybranych. Kiedy wydaje się, że w temacie haute couture i jego selektywności, bo selekcja odbywa się na poziomie portfela, wszystko zostało już powiedziane, Slimane idzie krok dalej. To on wybiera, kogo zaprasza do tego świata. Czy do pięknego budynku przy Rue de l’Université, bo tam mieści się nowe atelier. Tak właśnie, pieniądze nie kupią Yves Saint Laurent Couture. Załatwi to tylko dobre wrażenie, jakie zrobisz na głównym projektancie marki. I status, muzycy i gwiazdy filmu mają drzwi szeroko otwarte.

Po wejściu możliwości są nieograniczone. Atelier couture ma w swoim asortymencie modę męską i damską, dzienną i wieczorową. Każdy z klientów zostanie skierowany do odpowiedniego salonu w przystosowanym do wizerunkowych potrzeb marki budynku z XVII wieku. Panowie do Atelier Tailleur, panie do Atelier Flou, wszyscy spotkają się w Salon Couture, by podziwiać się w zabytkowych lustrach. Na zachętę wnętrza atelier można podziwiać w pierwszej kampanii linii couture.



Te zdjęcia koncentrują się nie tylko na ubraniach, razem z kremową jedwabną metką, numerem i wpisem w „złotą księgę klientów” w pakiecie, ale i na otoczce jaka temu przedsięwzięciu towarzyszy. Starannie dobrane meble, zaprojektowany ogród. W świecie Saint Laurent, pod takimi rządami, dziś nie ma miejsca na przypadek. A wszystkie ruchy są starannie wykalkulowane. I może nie ma w tym romantycznego ducha nękanego demonami mistrza, zamiast tego jest wytrawny gracz, który brutalne prawa rynku ma w małym palcu. Może nikt nie będzie jego ostatniej kolekcji oklaskiwał ze łzami w oczach. Ale wydaje się, że od trzech lat dom mody Saint Laurent Paris nie myli się w swoich biznesowych ruchach. Otwierając się na najbardziej luksusowy segment rynku, wysyła jasny komunikat: „Jesteśmy tak mocni, idziemy po więcej”.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *