Wywiad: Roisin Murphy

Od przyciasnego sweterka rozpoczął się jeden z najwdzięczniejszych rozdziałów ambitnego popu lat 90. Do you like my tight sweater? Roisin Murphy wie, jak nawiązywać znajomość. Od tego pytania zaczyna się przebojowa historia duetu Moloko. Dziś to już historia, miłość do ubrań przetrwała. Roisin Murphy, od dziesięciu lat artystka solowa, z wdziękiem łączy kreację muzyczną z wizerunkową. Muza Viktora & Rolfa, Garetha Pugha i fanka Margieli, po przerysowanej, kostiumowej erze poprzedniej płyty, „Overpowered”, z najnowszą „Hairless Toys”* nieco się uspokaja. A, i rzuca palenie.

 

Kiedy rozmawiałyśmy poprzednio, a było to długich siedem lat temu, siedziałyśmy w jeansach i koszulach w warszawskim Bristolu, jadłyśmy frytki i dyskutowałyśmy o kolekcjach belgijskich projektantów. Tyle, że ty kilka godzin później zrzuciłaś te zwyczajne ubrania i pokazałaś się na scenie wystrojona, wystylizowana, wymyślona. Inna. Dziś, kiedy siedzisz obok mnie, to wszystko wydaje się bardzo uproszczone. Wyglądasz tak, jak na okładce swojej nowej płyty…

Odkochałam się w modzie, przyznaję. Moda mnie zawiodła, jestem nią rozczarowana. To dziś bardziej cyniczny świat niż ten, który pamiętam sprzed kilku lat. Kiedy pracowałam nad oprawą wizualną płyty „Overpowered”, wszystko było takie proste. Gareth Pugh miał swoją pracownię we wschodnim Londynie, wpadałam do niego, szperałam w wielkich plastikowych worach rozrzuconych po podłodze, kiedy coś znalazłam, mówiłam do niego: Mogę to pożyczyć? A on na to: Pewnie, bierz! Dziś wygląda to inaczej. Nawet młodzi, debiutujący w Londynie projektanci mają już wymyślony cały plan, całą tę PR-ową machinę. Mają ludzi od kontaktów z mediami, z gwiazdami, bullshit, bullshit, bullshit.  Cały ten punkowy nerw młodej brytyjskiej mody przepadł. Ale jest więcej niż to. Mam wrażenie, że ta przepaść między tymi, których na takie ubrania stać, a tymi, dla których są poza zasięgiem, tylko się powiększa. Nie ma już prawdziwej klasy średniej. Tam biło serce mody, swoboda, by się nią bawić. Bogatych ludzi na taką zabawę nie stać. A biednych ludzi nie stać na modę. Ja, zawieszona gdzieś pomiędzy, nie znajduję dziś w niej wiele dla siebie.

Czy to chwilowe zniechęcenie branżą, ludźmi, postawami? Czy sprawa jest poważniejsza i moda jest ci dziś obojętna?

O nie! To wszystko nie znaczy, że nie kocham ubrań! Uwielbiam je, uwielbiam się stroić. To zawsze wyjdzie, we wszystkim co robię, bo potrzeba włożenia wysiłku w to, jak wyglądam, jak prezentuję się światu, jest częścią mojego DNA. Od najmłodszych lat byłam zainteresowana ubraniami. Paradowałam w sukni ślubnej mojej cioci! Ile ja mogłam wtedy mieć? Osiem, dziewięć lat? Kiedy przyszło do tworzenia wizerunku na potrzeby płyty „Hairless Toys”, wiedziałam czego nie chcę. Żadnych wielkich marek. Całego tego biznesu. Chciałam czegoś świeżego, innego. O ironio, wszystkie ubrania towarzyszące promocji tej płyty to vintage.  Miałam wielki ubaw, bo to ja tego szukałam, zdecydowałam, że tym razem to ja będę swoją stylistką. Biegałam po sklepach i tam tworzyłam ostatni rozdział nowej płyty.

W tym co wymyśliłaś, w tym jak teraz wyglądasz, jest klucz do konceptu tego albumu, do tych „Hairless Toys”?

Trudno to wyrazić słowami, bo ja to przede wszystkim czuję, ale to już jest jakiś styl, tak właśnie roboczo nazwany, hairless toys. Serio. Jestem w second handzie, widzę jakąś bluzkę, przykładam ją do siebie i myślę: To jest hairless, czy nie? Te rzeczy coś łączy, coś nie do końca opisanego, okiełznanego. Jakieś przebłyski wspomnień z dzieciństwa… Ale też coś jakoś odległego, wręcz chłodnego. I coś na swój sposób brzydkiego. I w tym dość skromnego. Pewnie jest to też powrót do lat siedemdziesiątych. Coś, w czym się odnalazłam i coś, w czym teraz czuję się najlepiej. Sama widzisz co mam dziś na sobie. To nie jest kreacja, to jestem ja.

Masz jeszcze zabawki ze swojego dzieciństwa?

Mam w domu mnóstwo starych zabawek! Moje dzieci się wściekają, bo mają zakaz dotykania ich, bawienia się nimi – są zbyt cenne.  Nie są moje. Mój były partner ma swoje zabawki z dzieciństwa, są w moim domu. Moja córka dostała zielone światło, może się nimi bawić. To taki zabawny widok, ich oburzenie, kiedy słyszą, że nie mogą się jakąś zabawką bawić, nie rozumieją tego jeszcze.

Pewnie za wcześnie, by twoje dzieci interesowały się modą. A jak jest z muzyką?

Kiedy chcę im coś zaśpiewać mówią mi, żebym była cicho (śmiech). Shuuuut up maaamaaaa! Mówię im wtedy: Ludzie chcą żeby mama im śpiewała! Tak często w ostatnich miesiącach jestem pytana, jak zmieniło mnie macierzyństwo. A mnie się wydaje, że wcale. Dla mnie to było tak naturalne doświadczenie… Żaden szok, nic z tych rzeczy. Moja rodzina jest bardzo liczna. Byłam przekonana że i ja będę kiedyś mamą. I kiedy to już się stało, nie było w tym żadnego wstrząsu. Instynkt macierzyński najwyraźniej mam we krwi. Przez całe lata matkowałam muzykom w zespole. To była wtedy moja rodzina, dziś są nią dzieci i mój partner.

Jak w tym nowym porządku znajdujesz czas na cały chaos związany z tworzeniem i promocją muzyki?

Och, potrafię być zdyscyplinowana! Kiedy pracowaliśmy nad „Hairless Toys”, pisałam dwie piosenki dziennie. Lubię ten stan koncentracji, świat zewnętrzny nie ma wtedy ze mną szans. Nie zawsze taka byłam. W czasach Moloko nie czułam żadnej presji, szczególnie na początku. To luksus debiutowania. Mieliśmy nasze małe studio w Sheffield, zbudowane za grosze, Wytwórnia nigdy nie wymagała od nas dostarczenia nowego materiału w takim czy innym terminie. Obijaliśmy się i czekaliśmy na inspirację. Paradoksalnie, to w stanie dyscypliny odnajduję przyjemność i luz. Jestem dumna z systemu pracy, jaki mam. To wypatrywanie inspiracji jest dużo bardziej frustrujące niż żmudna praca nad tym, co jest.

Dyscyplinę narzuciłaś sobie nie tylko w studiu nagraniowym…

No tak, zaczęłam chodzić na siłownię. Chociaż od kilku tygodni nie byłam… Lubię to bardzo, wiesz? Wyszukuję sobie na Soundcloudzie różne sety DJ’skie i do tego ćwiczę. Ta powtarzalność beatów, powtarzalność ćwiczeń… Jakoś daję radę. Pocę się i słucham muzyki, co bardzo lubię, bo wciąż jestem jej głodna. Nie chodzę już na imprezy, nie włóczę się po klubach, teraz to moja namiastka chwil, kiedy poznawałam nowe brzmienia. To mój czas, kiedy mogę się skupić tylko na muzyce. I moment, by spokojnie pomyśleć. Inna sprawa, że kiedyś nie były mi w głowie takie rzeczy jak „siłownia” czy „kondycja”. Robiłam co chciałam, żyłam jak chciałam, nie było żadnych konsekwencji. Po całonocnej imprezie koncert? Czemu nie. Teraz, myśląc o trasie, przeczuwałam, że minęło kilka lat i że już tak łatwo nie będzie. Rzuciłam nawet palenie! Tak, to jest już inne życie.

Głupio pytać, siedząc naprzeciwko spełnionej, szczęśliwej kobiety, ale czegoś ci w nim brak?

Wspinania się po skałach. Nie śmiej się, namiętnie to robiłam, kiedy mieszkałam w Sheffield!

 

 

* „Hairless Toys”. Tegoroczna, trzecia solowa płyta Roisin Murphy. Po debiutanckiej, dystyngowanej „Ruby Blue” (2005) i roztańczonej, kolorowej „Overpowered” (2007) przyszedł czas nowej stabilizacji – macierzyństwa – i nowego stylu, skierowanego do dojrzalszego słuchacza, mniej oczywistego, przebojowego. Z każdą z płyt Murphy wymyśla się na nowo. Od cekinowej damy przez nieustraszoną modową eksperymentatorkę po zniesmaczoną współczesnością retro elegantkę. W tych zmianach pozostaje jednak jedną z najbardziej interesujących i intrygujących postaci współczesnego popu. 16 i 17 listopada przyjeżdża na koncerty do Polski. Warto!

3 thoughts on “Wywiad: Roisin Murphy

  • 07/08/2015 at 00:01
    Permalink

    Jest 23.50…czytam i słucham. my kobiety często zakochujemy się w innych kobietach i nie boimy się o tym mówić, bo to dzieje się…w duszy. Roisin jest taką moją miłością…zaczęło się od Time is now i Familiar feeling…ten taniec, strój/ciuch…do dziś szukam workowatych spodni i bialych koszul z mini kolnierzykiem…do dziś po kobiecemu najlepiej mi z Overpowered w uszach…ech…ta kobieta to zjawisko. Dobranocccc…

    Reply
    • 07/08/2015 at 00:03
      Permalink

      Dobrej nocy!

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *