O Lou Doillon pisałam tu już wielokrotnie. Nic na to nie poradzę, zwyczajnie ją lubię, zawsze lubiłam. Nawet kiedy była tylko „córką/ siostrą, tak zwaną modelką”, robiła to na paryskich salonach z godnością i naturalnością, jakiej dziś próżno szukać w kolejnych pokoleniach klanów Kardashian, Hadid czy Gerber. A kiedy wreszcie wyszła z cienia i zaczęła prezentować siebie – artystkę, okazało się, że jest świetną dziewczyną, z którą godzinami można rozmawiać – tak samo o książkach i malarstwie, co o sukniach i chłopakach. Oraz o jedzeniu, czym zdobyła mnie już zupełnie. Bardzo wiele nas różni, ale spotkania z nią zawsze przypominają mi, że nie jestem sama w tym trudnym paradoksie osobowości, jaki w sobie noszę – to z Lou pierwszą rozmawiałam o tym, jak strasznie – i podwójnie – silne kobiety dostają po głowie. Bo ci raniący są przekonani, że przecież tak świetnie sobie poradzą, więc uderzają bez najmniejszych skrupułów. Albo może po prostu chodzi o to, że siła i zaradność jakoś przedziwnie w oczach innych wykluczają całą wrażliwość, delikatność, by nie powiedzieć – słabość. A to przecież tak bardzo nie tak. Więc siadamy sobie, ona dostaje ode mnie chrzan, ja dostaję od niej rysunki, i rozmawiamy o życiu i o tym, jak bardzo trudno być kobietą w świecie zupełnie dla nas nieodpowiednich mężczyzn.
No i oczywiście, jest jeszcze styl. Wspaniały, niewymuszony, ponad dekadami, trendami, pokoleniami. Pełna swoboda w wyrażaniu siebie. Nieumiejętność dostosowania się do potrzeb czy oczekiwań otoczenia. I naturalność. Myślę, że Lou w innym aspekcie niż fenomen nie ma pojęcia co to „konturowanie”. Sztuczność to zaprzeczenie wielu rzeczy, w tym – elegancji. Nie ma bardziej seksownej kobiety niż pewna siebie i nie ma piękniejszej kobiety niż ta, która swojej urody nie kryje – za dziwnym makijażem czy przesadną stylizacją. Czego dowodem te zdjęcia.
Wracamy do działu „Naked” magazynu „Purple”. Korzystamy z archiwum magazynu, widzieliście już Millę Jovovich i Helenę Christensen. Dziś zaprzyjaźniona z redaktorem naczelnym tytułu Lou w obiektywie – również zaprzyjaźnionego – Mario Sorrenti. Olivier Zahm, wspomniany naczelny, przeprowadził zresztą wywiad z Mario przy okazji publikacji tej sesji. Sorrenti wspominał: Lubię element zaskoczenia, lubię spontaniczność. Lubię reakcje ludzi, którzy doświadczają czegoś nowego. Czasem mogą czuć się wręcz przeze mnie atakowani, ale w tym oczywiście nie ma przymusu. To wszystko spontaniczność. Dla Lou ta sesja to było wyzwanie, ale pozostała w tym urocza. Mieliśmy tego dnia piękne światło, przepięknie oświetliło to mieszkanie, co dodało nam animuszu i pozwoliło zrobić rzeczy, jakich nie robiła wcześniej. Oboje mieliśmy na to ochotę. Wiedziałem, że czuje się przy mnie bezpiecznie, że jej nie zawstydzam. Ale wszystkie decyzje należały do niej.
Purple Fashion Magazine, numer 10, jesień 2008.
ps. Wierzę w inteligencję i kulturę osób, które odwiedzają to miejsce. Nie akceptuję jakichkolwiek form obrażania kobiet, ich urody i natury. Lou jest drobna i bardzo szczupła, zawsze była. Piękno nie ma definicji i normy. Okrucieństwo i chamstwo komentujących ma. Dziękuję.
Pierwsze zdjęcie jest porywające. Ale podoba mi się też drugie oraz trzecie od końca. :)
Pięknie Pani napisała o tym, jak to kobiety silne podwójnie obrywają po głowie. I o tym, że siła nie wyklucza wrażliwości.
Chyba też noszę w sobie taki paradoks…
Dziękuję. :)
Jest zachwycająca. To niesamowite, że patrzymy na nagą kobietę i widzimy jaka jest stylowa, jak elegancka. To chyba jest to coś, czego zazdroszczę jej najmocniej – osobowości tak silnej i interesującej, że nie trzeba nic więcej, by czuć się prawdziwą kobietą. A może to jednak czarodziej Sorrenti?
pani Aniu, chciałabym podziękować za udostępnienie nam tych zdjęć. są piękne, a co więcej pokazują ciało zupełnie inne od tego, które się obecnie promuje – duża pupa, duże piersi, innymi słowy mocno wypukle wszędzie tam gdzie powinno być. również jestem drobna i chuda i ciągłe bombardowanie takimi obrazami wpędziło mnie w naprawdę duże kompleksy. miło jest zobaczyć, że osoba o sylwetce przybliżonej do mojej może wyglądać dobrze i tym samym może ja również bym mogła (?). dziękuję za pokazywanie różnorodności.
W chwilach zwątpień i kompleksów zawsze proszę pamiętać te dwa słowa: Jane Birkin. I nie dać się, pozdrawiam!
nietuzinkowa! piękna!