Kobieta w czerni.

Jestem pewna, że kilka miesięcy temu, albo tu, albo gdzieś w moich mediach społecznościowych pisałam o tym, że od nowego roku rozstaję się z brytyjską edycją „Harper’s Bazaar”. Ta eteryczna wizja kobiety – najchętniej w sukni Valentino lub Erdem i obowiązkowo na tle romantycznej brytyjskiej natury – uparcie powtarzana w każdym numerze zaczynała mnie nużyć. A przede wszystkim, nie miała ze mną nic wspólnego. Nie jestem kimś takim, nie aspiruję, by być kimś takim. Chcę być kobietą na tle miasta w smokingu YSL narzuconym na nagie ciało. (Nie jest to do końca prawda, ale to seksowna wizja, więc tego się trzymajmy). I kiedy kolejny miesiąc z rzędu przekartkowałam wszystkie te piękne, ale zlewające się w całość sesje, zdecydowałam się skończyć wieloletnią kolekcję. W tym czasie startował „nowy” brytyjski „Vogue”, kierowany przez Edwarda Enninfula, który zapowiedział zmiany w tytule, a głównie po prostu zatrudnił swoje piękne i słynne znajome i opakował swoje decyzje wszystkimi poprawnymi politycznie hasztagami. I gdy z każdym kolejnym wydaniem „Vogue” docierało do mnie, że tytuł, który zbieram od kilkunastu lat, będę zbierać nadal, pisze o sprawach, które mnie nie obchodzą, albo inaczej – pisze o nich tak, że mnie to nie obchodzi, a krąg znajomych i podziwianych jest zupełnie obok moich zainteresowań, dziwnie zatęskniłam za dyskretnym, eleganckim, kulturalnym charakterem pisma Justine Picardie. Z taką przyjemnością wróciłam do brytyjskiego „Harper’s”! Na blogu w nadchodzących dniach pojawi się kilka sesji z dwóch ostatnich numerów. To moja forma „przepraszam”…

Zaczynamy od sesji w najnowszym, czerwcowym numerze pisma. „Kobieta w czerni”. Jak przewrotnie! Czerwiec to numer kwiatów, pasteli, delikatności, zanim stery przejmą marynarskie pasy i kostiumy bikini. A tu czerń w roli głównej. Sfotografowana przez Agatę Pospieszyńską, regularnie współpracującą z tytułem, idealnie czytającą tę marzycielską formę kobiecości, o której pisałam wcześniej. Tu jednak, obok rzeczy zwiewnych, pojawia się też dyscyplina formy, i tak jak w amerykańskim „Elle” coś mi zgrzyta, gdy widzę Charlize Theron na plaży w ciężkim ciemnym swetrze, tutaj to przełamanie oczekiwanej plażowej lekkości jest jakoś świeże. Tak jak zawsze przyjemnym dla oka kontrastem jest płaskie obuwie zestawione z haute couture, jak choćby w sfotografowanym tu zestawie Diora.

Myśląc o pierwszej mojej kolekcji, inspiracje cały czas idą w stronę białych sukienek i ich seksownej słodkiej niewinności. Głowę mam całą w satynach, perłach i koronkach (spokojnie, to tylko detale!), może dlatego tak przyjemnie patrzyło mi się na czerń. Prywatnie moje ciemne serce ma chwilowo potrzebę odpocząć od tego koloru. Ale tutaj, dlaczego nie:

„UK Harper’s Bazaar”, czerwiec 2018
Zdjęcia: Agata Pospieszyńska
Stylizacja: Charlie Harrington
Modelka: Lorelle Rayner

2 thoughts on “Kobieta w czerni.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *