The Vampire’s Wife (aka Susie Cave)

Kilka dni temu szukałam sukienki, bardzo ważnej dla mnie sukienki. O tym, czym jest u mnie szukanie „tej jedynej” powstał już nawet na tym blogu tekst. Poważna sprawa. Zresztą, patrzę na pudła już dostarczonych zamówień i myślę sobie – albo to wszystko (z wyjątkiem tej jedynej!) wróci, albo mogę pożegnać moje wiosenne wakacje. Ale ważne sukienki to piękne sukienki, inaczej to nie ma sensu. I mogę sobie obiecywać, że od nowego roku będę inwestować w sztukę, nieruchomości, cokolwiek – wszystkie moje inwestycje i tak będą nazywać się Prada. Swoją drogą, złamać postanowienie noworoczne jeszcze w starym roku, to mój nowy rekord.

Ktoś (ale tylko ktoś, kto mnie nie zna) może powiedzieć – Anna, naprawdę? Kilkanaście godzin życia stracone na tysiące sukienek? Uhm. Odkąd pamiętam, ten gest jest moją podstawową formą komunikowania – starałam się, zależy mi. Normalni ludzie potrafią to wypowiedzieć, ja raczej pokazuję. Więc rozumiecie, to dla mnie ważne.

Zapytacie – co ma to wspólnego z sukienkami Susie Cave? Wszystko. Jestem po prawdziwym maratonie i z ręką na sercu, poza sukienkami Alessandry Rich, które kupiłabym wszystkie, bo to moja ulubiona kolekcja 2017, ale są szyte nie na moją sylwetkę, nie znalazłam ani jednej, która spełniałaby moje oczekiwania. Szukałam czegoś kobiecego, ale nie bardzo serio, romantycznego, ale nie banalnego, delikatnego, ale nie fru fru. I do tego jakoś intrygującego. Oczywiście, w tych pudłach jest kilka strzałów w „9”, ale musiałam przyznać to przed sobą – chciałam, szukałam, nie znalazłam. I nie jest to moja wina. Wszystkie wymienione wyżej określenia są dalekie od dzisiejszej mody. Sukienki, które uwielbiam, takie jak wszystkie na tych zdjęciach, przyznaj to dziewczyno, są dziś niemodne.

Trend sportowy ma się mocno i będzie miał tylko lepiej. I nieważne, że „przecież najmodniej nosić dress do szpilek”, ja nie będę. Wpływy Gucci są wciąż tak silne, że z kobiet zrobiły różowe satynowe podlotki. Ekscytujące w formie projekty JW Andersona, Jacquemusa, Celine i wielu innych są oczywiście wspaniałe, ale to ładne rzeczy, które nie sprawiają, że ty wyglądasz ładnie – masz na sobie po prostu coś mega fajnego (a to dwie różne sprawy). A ja chciałam – to zabrzmi strasznie banalnie – wyglądać bardzo ładnie.

A najładniej mi w sukienkach The Vampire’s Wife. I im bardziej chciałam od tej myśli uciec, coś kombinując, czegoś szukając, tym bardziej było to jasne.

Mam do tej marki i do Susie Cave, kobiety stojącej za nią, bardzo osobisty, intymny wręcz stosunek. Pewnie – jak wielu fanów Nicka Cave’a, po raz pierwszy o The Vampire’s Wife usłyszałam… w kinie. Podczas seansu filmu „One More Time With Feeling”, dokumentującego prace nad płytą „Skeleton Tree”, ale przede wszystkim ból codzienności, życie po stracie. Ja większość tego filmu przeryczałam, w typowo Aniowym stylu. Myślałam, że umrę ze wstydu, kiedy wchodziłam do kina. Byłam wtedy w ostatnich dniach zdjęciowych Bake Offa, świeżo po przymiarkach, ścigając się z radiem i wszystkim innym w upalny, zabiegany wrześniowy dzień. Zapomniałam na śmierć o tym jednorazowym seansie, ale wiedziałam, że muszę to zobaczyć. Wpadłam więc do kina na ostatnią chwilę, w poplamionym t-shircie i poszarpanych jeansach. Dziękując bogu, że na sali jest ciemno. No, to po pierwszych kilku minutach wstydziłam się już nie szarej bawełny, a tego, że chlipię w kinie pełnym nadzwyczajnie opanowanych ludzi. A najbardziej wzruszyła mnie ona, Susie, bezszelestnie kryjąca cały swój ból w rysunkach, materiałach, krojach, sukienkach. Rozumiałam to doskonale, robiłam wtedy to samo.

Bez względu na sztab współpracowników, ta marka to ona. A Susie to stuprocentowa kobieta. Fascynująca mieszanka nieodgadnionych elementów. Coś jednocześnie bardzo silnego i bardzo kruchego. Coś słodkiego, niewinnego i tajemniczego, zmysłowego. W końcu, jakby na to nie patrzeć, uwiodła Nicka Cave’a! Ale najbardziej ujmuje mnie w tych ubraniach ich delikatność, subtelność. To nie są rzeczy wulgarne, ostentacyjne, krzykliwe ani sztywne, trudne, wymagające. Układają się pod kobietę i jej ciało – bo Susie, obdarzona klasycznie kobiecą sylwetką, jak pisząca te słowa – celebruje takie kształty. Są przy tym zbyt słodkie i skromne w swoich fasonach, by powiedzieć o nich „seksowne”. A z drugiej strony, czujesz się w nich superkobieco.

Nie miałyśmy łatwej miłości. Jestem z marką od początku, pierwsze zamówienia wracały do nadawcy. Nie taka bawełna, nie ten krój, nie za tę cenę… I tak dalej. Myślę, że nie walczyłam z sukienkami, tylko z sobą. Łobuz w przejrzystych koszulach i obcisłych jeansach musiał zaakceptować kształtną kobietę w lustrze i zajęło mi to trochę czasu. I oczywiście, nawet teraz piszę w jedwabnej białej koszuli, to nie zmieni się nigdy. Ale dziś, po prawie dwóch latach mogę powiedzieć, że te ubrania zmieniły moje myślenie o moim ciele, proces akceptacji i adoracji uważam za dokonany. Co więcej, podejrzewam po cichu, że jestem od kilku miesięcy brunetką, by bardziej do Vampire’s Wife pasować.

Trzymam te sukienki na wyjątkowe okazje. Dwie z nich nie opuściły jeszcze swoich pokrowców. Nie muszą. Tworzą kolekcję na życie, te ubrania nigdy nie będą modne, nie staną się też niemodne. Są szyte z bardzo dobrych, brytyjskich materiałów we wciąż (mimo rosnącej popularności i „kultowego” statusu) krótkich seriach – stąd ceny. Są trudno dostępne. Dwa sklepy internetowe plus skromne stoisko w londyńskim Liberty. I wciąż są dla „dobrze poinformowanych”. Dla gangu trochę wiedźm, trochę czarodziejek, trochę wariatek, trochę dziwnych dziewczyn. To nie są sukienki, do których pasują sztuczne rzęsy i torturowane koki, wiecie co mam na myśli. Przykłady? Florence, Tilda, Sienna, Gwendoline, Alexa, Cate, Maggie i wiele innych. Florence nosi te sukienki tak, jak lubię i ja. Reszta jest zupełnie naturalna, wręcz „nie-zrobiona”, żadnych szpilek, szminek, nic z tych rzeczy. Kobieta. Wystarczy.

Susie to oczywiście nie tylko sukienki, nie tylko małżeństwo ze słynnym Cave’em, to także ona. Modelka, część niezapomnianej, pięknej elity „Cool Britannii”, grupy młodych ludzi, którzy odnosili sukcesy w połowie lat 90., czy talentem, jak Damien Hirst, czy urodą jak Kate Moss. Bez względu na zasługi, wszyscy równo imprezowali – przygody Susie mają status legendarnych. Susie, wtedy Bick (lektura starych wywiadów uświadamia, że jest lekko niekonsekwentna w temacie swojej daty urodzenia, jeden z wielu powodów, by ją uwielbiać) była muzą Vivienne Westwood, fotografów Nicka Knighta i nadzwyczajnie trudnego Davida Bailey’a – wytrzymać z nim osiem lat robi z niej tak samo znakomitą modelkę, co zwyczajnie świętą. Jest na okładce „Best Of” Roxy Music (i oczywiście na przepięknej „Push The Sky Away” Cave’a). Szczególna więź łączy ją z Dominique Issermann, autorką chyba jej najpiękniejszych zdjęć.

Rzeczy Vampire’s Wife lubię też za miłość Susie i Nicka. Oczywiście, zakładając, że nigdy nie wiemy, co tak naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwiami, rozczulająca jest ta relacja. Susie jest rozkosznie kobieca i romantyczna, serduszka, błyskotki, publiczne manifesty miłości i oddania. Nick – zdystansowany, publicznie nadzwyczajnie prywatny, chłodny. Gdyby ktoś nie znał tajemnicy wielkiej miłości, pomyślałby – musi być tym wręcz zażenowany. A jednak to właśnie ona – trochę niebezpieczna, trochę tajemnicza, a jednocześnie bardzo opiekuńcza i ciepła, światło przy jego ciemności – dała mu wszystko, czego potrzebował. Ich wzajemna fascynacja jest inspirująca, zawsze pamiętam, że z tego powstały te wszystkie sukienki, z pięknej, spełnionej miłości. Myślę zresztą, że to dlatego tak bardzo je lubię, dlatego ich potrzebuję. Przypominają o prawdziwej miłości. Że jest.

susie-vampire4My – słuchacze – też jesteśmy beneficjentami tego związku. Odkąd są razem, nie znam nikogo, kto pisze piękniejsze piosenki o miłości. Zresztą, „The Vampire’s Wife” to prezent od Cave’a – tytuł książki, nad którą pracował, projektu, który zarzucił, a Susie przyjęła, jako intrygującą, ale i idealnie pasującą nazwę jej wielkiej życiowej przygody (gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, tytułując tak książkę, Nick miał oczywiście na myśli Susie). Zaczęło się tak, jak często u kobiet zaczyna – Susie uznała, że oferta sklepów, projektantów, których często nazywa przyjaciółmi, nie spełnia jej oczekiwań. Kobieta, która może kupić wszystko, nie potrafi znaleźć niczego, co jej się podoba. Lata doświadczeń w modelingu uruchomiły marzenie, które powoli zaczynało stawać się rzeczywistością. Powstawały pierwsze szkice, projekty. A potem stała się tragedia.

Po śmierci, dla tych, którzy zostali, nie ma już życia, jakie było wcześniej. Pogrążona w głębokiej żałobie zbierała się dnami, by wstać z łóżka, The Vampire’s Wife nagle było sprawą przeszłości, innego, dawnego życia. Aż odezwała się do niej brytyjska modelka, Daisy Lowe. Potrzebowała kreacji na galę magazynu GQ. Susie początkowo chciała odmówić, ale chęć i siła życia to fascynująca moc. Przyjęła zamówienie. Tak powstała ta kreacja. Tak zaczyna się historia The Vampire’s Wife.

Uśmiecham się do tych skromnych początków. Bo pamiętam, jak mogłam tygodniami zastanawiać się, czy na pewno chcę tę sukienkę w tym kolorze. Dziś to kwestia „orientuj się!”, wszystko znika błyskawicznie. Nie wiem dlaczego tak cieszy mnie ten sukces, obcej mi osoby, a jednak kibicuję jej mocno. Może dlatego, że jej model biznesowy jest bliski mojemu, gdy wreszcie się na to odważę. Zacząć skromnie i powoli, od kilku idealnie wymyślonych, zaprojektowanych modeli. Mieć stałą ofertę, znać swoją wartość, tego, co się stworzyło, olać trendy i kolekcje. I powoli ośmielać się na coraz więcej. Tak jak to piękne lśnienie, które pojawiło się w pewnym momencie w świecie The Vampire’s Wife. Nie ma zdjęć, które oddają magię tych sukienek. I tak, dla nich jest tylko to jedno słowo, magiczne.

Pewnie, że chciałabym mieć ich więcej. Ale w budowaniu kolekcji jest coś dużo cenniejszego. Nikt nie docenia tego, co przychodzi łatwo. Więc kupuję jedną na kwartał, może na pół roku. Teraz czekam na kolejną. Niby ma konkurencję w postaci tych wszystkich pudeł z początku wpisu, a jednak coś mi mówi, że to właśnie ta przesyłka z Brighton zostanie ze mną dłużej. Na „all tomorrow’s parties”. Na zawsze.

I jeszcze na finał złota myśl Susie. Dotyczyła ubrań, ale jest nadzwyczajnie uniwersalna. Fuck it, who cares, be bold, life is short.

22 thoughts on “The Vampire’s Wife (aka Susie Cave)

  • 03/01/2018 at 20:14
    Permalink

    Uwielbiam tego bloga, po prostu U-W-I-E-L-B-I-A-M. Każdy wpis to dla mnie ogromna przyjemność, tym większa, im więcej czasu upłynęło od poprzedniego. Byłoby fantastycznie, gdyby wpisy pojawiały się z większą częstotliwością i myślę, że nie jest to tylko moja nieśmiała prośba :) Kobiety, jestem pewna, że jest nas więcej, może ujawnijcie się w komentarzach, coby zachęcić Autorkę do częstszych publikacji :) W końcu łatwiej jest znaleźć czas, chęci i siłę do dzielenia się swoimi przemyśleniami i opiniamy kiedy wiemy, że nie trafiają one w próżnię. Tymczasem pozdrawiam Cię serdecznie, Autorko i czytam post powtórnie:)

    Reply
    • 03/01/2018 at 20:21
      Permalink

      Dziękuję <3

      Reply
    • 04/01/2018 at 19:32
      Permalink

      Zdecydowanie popieram! Również ciągle wyczekuje nowych postów.Dziękuję za kolejny.

      Reply
  • 03/01/2018 at 20:39
    Permalink

    Popieram poprzednią czytelniczkę: chcemy częściej! Przeczytałam jednym tchem :)

    Reply
  • 03/01/2018 at 21:24
    Permalink

    Podpisuje się pod powyższym postem. Prosimy częściej <3

    Reply
  • 03/01/2018 at 21:49
    Permalink

    A jeszcze wczoraj wchodziłam na bloga po cichu licząc na kolejny wpis i… doczekałam się :) Pani ANIU tego bloga czyta się fantastycznie, powiedzieć wpis to za mało, bo to jest jak pięknie ilustrowana opowieść :). Absolutnie chcę więcej, a ponadto mam nadzieję, że się Pani odważy!! :). Pozdrawiam :))

    Reply
    • 03/01/2018 at 21:49
      Permalink

      Też mam :) Pozdrawiam!

      Reply
  • 03/01/2018 at 22:23
    Permalink

    Och, Susie. podzielam fascynację od filmu. I chciałabym zobaczyć w którejś z tych sukienek Kate the Great, błyszcząca zieleń zdaje się być idealna dla niej ;)

    Reply
    • 03/01/2018 at 22:27
      Permalink

      Kate Moss? Myśle ze najgorsze wyjście jej życia, wyglądała okropnie, było właśnie w zielonej sukience WF, polecam google, pozdrawiam!

      Reply
      • 08/01/2018 at 21:30
        Permalink

        ojej. rzeczywiście, choć myślałam o tej z falbankami… za to Sienna Miller w bladym różu pięknie…

        Reply
        • 08/01/2018 at 21:32
          Permalink

          ps. za to Ela Moss fatalnie. trudny tej krój! ;)

          Reply
  • 04/01/2018 at 17:18
    Permalink

    Od warszawskiego koncertu przechodzę powtórną fascynację Cavem, wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Susie projektuje. Dobrze to Pani ujęła – z tych ubrań bije coś naprawdę wyjątkowego. Może to kwestia osobistych przeżyć Susie, może samego sposobu budowania marki, ale mimo, że sama pewnie nigdy nie będę miała okazji do założenia tych projektów, to fascynują mnie one bardzo. A po tym artykule spojrzę na nie jeszcze inaczej.

    Proszę o więcej takich inspiracji :)

    Reply
  • 04/01/2018 at 19:48
    Permalink

    Próba skomentowania wpisu nr 2.
    Tak więc na przekór przedmówczyniom uważam, że im rzadsze wpisy tym bardziej cieszą! ;)
    Trochę czekałam na wpis o Susie, było to bardziej niż pewne, że musi się pojawić, więc oczywiście bardzo dziękuję – jak zwykle w punkt. Susie raz, że jest piękną kobietą (cudowne zdjęcia Issermann, w tym najpiękniejsza okładka „Push the sky away”), która projektuje piękne ubrania, a do tego jest żoną i muzą Cave’a. Ach można ją za to wszystko kochać tak samo jak i nienawidzić… Trochę podglądałam jej projekty już wcześniej i mam marzenie, że też coś zamieszka w mojej szafie (na przykład limitowany, numerowany t-shirt). Chociaż ostatnio nie wiedzieć czemu kupuje ubrania w kolorze zielonym (należy zaznaczyć, że jest to wyjątkowa fanaberia wśród ubrań czarnych, szarych, granatowych, a także wśród białych koszul, bo nawet specjalnie jakoś nie lubię zieleni), no i te zielone sukienki Susie – ciężko przejść nad nimi obojętnie, może jednak pora zacząć oszczędzać…
    pozdrawiam serdecznie
    Ps. Oczywiście kibicuje i czekam na odważenie się, to będzie coś!

    Reply
  • 04/01/2018 at 19:48
    Permalink

    Anno, wpis wyczekany ale fantastyczny, więc jestem udobruchana i czekanie wybaczę :) Ale tak nie można. Proszę pisać. Bo trzeba. Bo tak nikt nie pisze. I dlatego trzeba. Wiem, co mówię, jestem dowodem. Jako osoba „mająca w nosie szmaty, fatałaszki, bzdury jakieś” zdziwiłam się kiedyś, że oko mi ucieka na półki z magazynami w poszukiwaniu ciekawych sesji. To łaskawe oko zobaczyło również dzieła sztuki w grafikach i filmach/animacjach z kampanii reklamowych marek modowych. I tak odkrywam nowe światy. To się samo nie zadziało. To było już jakiś czas temu, przez „Powiększenie” i Nicka Knight’a :)

    Pozdrawiam

    Reply
  • 07/01/2018 at 14:01
    Permalink

    Pani Aniu, to się czyta z zapartym tchem! Cudowny wpis, jak każdy wcześniejszy z resztą!

    Reply
  • 07/01/2018 at 19:26
    Permalink

    Świetny ten wpis. Takie lubię. Oczami wyobraźni zobaczyłam Panią przy komputerze w białej jedwabnej koszuli, stukającą w klawisze w towarzystwie pudełek z sukienkami i sukienek na pudełkach. Plus otwartej szafy. ;)
    A i sukienki urocze. Mają w sobie „to coś”.

    Reply
  • 08/01/2018 at 20:15
    Permalink

    Pani Anno, ja także kibicuję i życzę odwagi!!! A projekt nazwałabym już dziś zdaniem z tekstu – „Olać trendy i kolekcje” – też bardzo bliskie mojemu sercu. To naprawdę może być COŚ.

    Reply
  • 22/01/2018 at 21:59
    Permalink

    A ja już zrezygnowana byłam czekając na kolejny wpis, po tym o kolekcji Erdem.
    Jednak warto było…Nicka Cave i jego żonę uwielbiam. Panią Pani Aniu też…przyłączam się do grona czytelniczek motywujących do częstszych wpisów. Zaglądam tu, by choć na chwilę znaleźć się w świecie pięknego słowa, pięknych fotografii i bliskiej mi wrażliwości..Pozdrawiam ciepło..

    Reply
    • 23/01/2018 at 21:57
      Permalink

      Bardzo dziękuję!

      Reply
  • 24/03/2018 at 17:47
    Permalink

    Nie jestem kobietą, co najwyżej Panną (zodiakalną) i nie wiem czy sukienki które Pani narysowała są midne czy nie, ale uważam że kobieta w nich wyglądała by bardzo zmysłowo…..
    Pozdrawiam serdecznie ☺

    Reply

Odpowiedz na „Gonzo SezamekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *