DNA stylu: Alison Mosshart

Trzecia odsłona cyklu DNA stylu jest na Wasze życzenie, drodzy Czytelnicy. To nazwisko pojawiało się w Waszych prośbach chyba najczęściej – Alison Mosshart. Obiecywałam sobie, że kolejna bohaterka będzie uczesana, porządnie umalowana, w sukienkach, obcasach i tak dalej, ale zdecydowaliście inaczej. Umawiamy się więc niedługo na Diane Kruger, Michelle Obamę albo Lupitę Nyong’o, a dziś piękna połowa duetu The Kills.

Od tego bym zaczęła, Alison jest piękną kobietą. Rozmawiałyśmy kilkakrotnie, ma przyciągającą uwagę urodę. To może nie jest oczywiste piękno, ale z drugiej strony, czy ja wiem? Bardzo wysoka, bardzo szczupła, z burzą włosów i wielkimi ciemnymi oczami. I czarującym urokiem osobistym. The Kills – czyli Alison i Jamie to przemili ludzie, bardzo życzliwi, bardzo ciepli i bardzo dobrze wychowani. Rozmowa z nimi to zawsze sama przyjemność, ale dziś nie o moich doświadczeniach dziennikarskich. Zresztą, ten urok widać w wywiadach telewizyjnych, może być dzika na scenie, ale prywatnie – już jej głos, to jak mówi, to sama słodycz i dobro. Jest w niej coś amerykańskiego, pomyślałam, już ponad 10 lat temu, chwilę po naszym pierwszym wywiadzie. Jakiś luz i coś bardzo bezpośredniego, bezpretensjonalnego. I niczego to nie ujmuje jej charakternej osobowości. Czyni ją tylko bardziej złożoną i bardziej intrygującą.

The Kills na początku czerwca wydają nową płytę, „Ash & Ice”. Tak wyglądają na najnowszych promocyjnych zdjęciach:

Tak kolorowych, tak jasnych zdjęć jeszcze nie mieli. Wizualna strona „Ash & Ice” jest bardzo kalifornijska, bardzo kolorowa, palmy, basen, słońce, jak w teledysku do nowego singla „Heart of a Dog”. A Alison debiutuje we wściekle różowej koszuli. Stylu nie zmienia, ale poszerza skromny dotąd zakres „podoba mi się, to jestem ja”. Granice oczywiście są niezmienne, kategoryczne. Zawsze spodnie – nawet spytałam Jamiego, czy kiedykolwiek widział Alison w sukience (widział, umarł ze śmiechu). Najczęściej koszula, a do tego marynarka, albo kurtka. Chętnie szalik albo chusta lub wariacja okrycia – ponczo. Buty – znoszone, łobuzerskie. Na wyjątkowe okazje na obcasie. Ale wyjątkowe subiektywnie. Jak zobaczycie w galerii poniżej, ceremonia wręczenia nagród Grammy, nadal najważniejszych nagród muzycznych, to wciąż nie dość, by wypastować obuwie. Wszystkie te cztery zdjęcia to Alison w pigułce. Jeansy, buciory, koszule – najchętniej luźniejsze, narzucane na t-shirt, do tego mnóstwo biżuterii, przypadkowej, wyszperanej na pchlich targach, sentymentalnej i całkiem kosztownej. I miks, autorski, eklektyczny, wzorów, kolorów, nowego ze starym, markowego i bez wartości. No i nogi, nogi, nogi… Bez długich, szczupłych nóg nie ma rock’n’rollowej dziewczyny (sad but true).

Nie ma rozróżnienia na Alison prywatną i sceniczną. Na Mosshart w Dead Weather i The Kills. Odkąd pojawiła się na scenie w 2003 roku (tworzyła oczywiście wcześniej, ale rozpoznawalność przyszła z wydaniem debiutanckiej płyty The Kills), jest ambasadorką znoszonego, lekko niechlujnego stylu. Poszarpane jeansy, za duże t-shirty i narzucona na nie koszula. Kiedyś taka zupełnie zwyczajna, z jakiegoś lumpeksu na Florydzie, dziś najczęściej od Equipment albo Saint Laurent. Jeśli chodzi o sylwetkę, zawsze podkreśla nogi – rzadko widuje się ją w spodniach inne niż obcisłe. I zawsze maskuje talię i biust. Tutaj chowa się w obszernych ubraniach, które na scenie, w całym jej scenicznym szaleństwie wariują i wirują razem z nią. Styl Alison jest zawsze „używany”. Nigdy, patrząc na nią, nie odnosi się wrażenia, że właśnie odpakowała przesyłkę od stylistów czy zaprzyjaźnionego domu mody. Ale nie jest ignorantką. Kilka lat temu gościnnie przez miesiąc dzieliła się z czytelniczkami brytyjskiego „Vogue” tym, co ma na sobie. A tam i Prada, i Burberry, i Givenchy. Plus wiele wyszperanych drobiazgów, wszystko to, co sprawia, że styl jest osobisty, jest wyjątkowy.

Alison w ostatnich latach wykonała jeden radykalny zwrot w wizerunku – zmieniła kolor włosów, opuściła szeregi brunetek i dołączyła do blondynek, oczywiście nie takich porządnie utlenionych. Włosy przeszły długą drogę ewolucji – od prawie „normalnego” blondu (o ile kilkucentymetrowe czarne odrosty to norma) po eksperymenty z rudościami i różem. Wiele wskazuje na to, że poszukiwania nie ustały i rozochocona efektami Alison spróbuje się jeszcze z jakimś kolorem. Ta metamorfoza otworzyła ją zresztą na śmielsze oswojenie koloru także w garderobie. Pojawia się jasny jeans, czy – o zgrozo! – biel i pastele. Czego wciąż brak, to oczywiście grzebień. Z tej burzy nieuczesanych, natapirowanych (a więc jednak grzebień!) włosów Mosshart uczyniła swój znak rozpoznawczy. W tej nonszalancji jest też miejsce na makijaż. Mosshart akcentuje oczy, nigdy usta. I akcentuje konkretnie – mocną kreską na oku (coraz mocniejszą) i wyraźną linią brwi. Jeśli to poprzemieszcza się na twarzy w spontanicznej naturze koncertu, tylko lepiej. Podobnie nie przeszkadza jej kilkudniowy, już niestaranny lakier na paznokciach, najchętniej czarny. Alison nie jest laleczką. Ale to jest starannie wymyślony wizerunek i nawet jeśli niestaranny, to pilnowany z żelazną konsekwencją.

Ulubione wzory Alison to kratka, cętki i gwiazdy. Nie jest tak paryska, by miłować kropki i groszki, tu wychodzi natura drapieżna. Odkąd została twarzą marki Equipment, może wybierać w ich koszulach, a te są w tak szerokim asortymencie, że spełnią każdą jej zachciankę. Jest wzorową ambasadorką, większość jej wyjść to promocja marki, bardzo nienachalna i naturalna, bo to koszule dla kobiet takich jak ona – dość świadomych siebie, by zrobić z nimi, co tylko chcą. Gdy ja koszulę w gwiazdy zakładam do skinny jeans i marynarki, ona rozpina ją, narzuca na t-shirt i wybiera co najmniej o rozmiar za dużą, gdy ja kurczowo trzymam się XS (a nie powinnam, nie powinnam…). A, i może dodam, że ja je jednak prasuję. Ale z Alison łączą nas nie tylko ulubione koszule (ech, okrutna natura rzeczy, ja płacę, by je nosić, jej płacą, by je nosiła), ale i torebki. Na dwóch zdjęciach poniżej widać bardzo już znoszoną torebkę City Balenciagi. Kiedyś na jednym z wywiadów pojawiłam się z identyczną, westchnęła – w tym modelu już nie robią, a jest najlepszy, prawda? Jest. Tzn, w moim przypadku, był. Ja jednak mam swój próg znoszenia torebki i po tym, jak na Off Festivalu eksplodowała na niej gazowana woda, poszła do torebkowego nieba, oczywiście w worku przeciwkurzowym. W tej części galerii jest też jedna dość dyskusyjna stylizacja Alison, ale to tylko dowód na to, że nie traktuje siebie i swojego stylu do końca poważnie. I na to, że kiedy dziewczyna ma ochotę na lureksową bluzkę, dziewczyna ma ochotę na lureksową bluzkę.

Jest oczywiście też Alison – gwiazda. Fotografowana przez słynnych fotografów, zdobiąca strony magazynów mody. Bez względu na to, jaki pomysł mają na nią styliści, wersja finałowa to zawsze wypolerowana wersja Alison Mosshart, nic więcej niż to. Poniżej przykłady z magazynów „Clash”, „Nylon”, „Twin” i „Vs”. To nie tylko ubrania, fryzury, to także styl, w jakim ona pozuje. Alison nie powstrzyma siebie. Na każdym zdjęciu jest dokładnie tak wyluzowana, tak „I don’t give a ***” jak na scenie. Zwróćcie uwagę, jak niechętnie patrzy prosto w obiektyw. Zapytana o to potwierdzi zresztą, że jest prywatnie bardzo nieśmiała, a na scenie wstępuje w nią nie do końca kontrolowane zwierzę. Nie jest kimś, kto unika mediów jak ognia, chociaż wywiadów, w których porusza sprawy naprawdę osobiste i prywatne jest niewiele (dlatego tak ciepło myślę o jednym z naszych wywiadów, gdzie nie było tabu, łącznie z tym, że sami wyciągnęli wesele Jamiego i Kate Moss). Ale daje się sfotografować w pierwszym rzędzie pokazu mody (szczególnie ceni sobie Burberry, co ma sens, bo główny projektant marki, Christopher Bailey kocha muzykę i Saint Laurent, co ma sens #2, bo eks projektant marki, Hedi Slimane, muzykę uwielbia), Kills często na pokazach mody grają (tutaj są już do wynajęcia, grali na przykład w Paryżu na pokazie bieliźnianej marki Etam, byłam, widziałam). A Alison obok Equipment reklamowała już Alexandra Wanga i markę Zadig & Voltaire. Ale myślę, że dla wszystkich potencjalnych reklamodawców jest jasne, że najlepszą ambasadorką Alison jest samej siebie. I jeśli ktoś ma dość przytomności, zapłaci jej właśnie za to i nie zapragnie jej zmienić.

A, nowa płyta The Kills jest strasznie fajna. Już, pochwaliłam się.
Kto następny w cyklu DNA?

18 thoughts on “DNA stylu: Alison Mosshart

  • 23/04/2016 at 21:24
    Permalink

    Lana del rey,kate moss,vanessa paradis,charlotte gainsbourg? :)

    Reply
  • 23/04/2016 at 21:54
    Permalink

    Wywołana już – Diane Kruger.

    Reply
  • 24/04/2016 at 01:50
    Permalink

    Tilda S.! Kolejny raz się o nią upominam.

    Reply
  • 24/04/2016 at 05:21
    Permalink

    Styl ma ciekawy, aczkolwiek zupełnie nie mój, zbyt szalony :)
    Diane Kruger bym zobaczyła najchętniej następnym razem:)

    Reply
  • 24/04/2016 at 07:29
    Permalink

    Dziękuję za DNA stylu z Alison, a także wcześniejsze jak to z Lou. A następne? Hmm… Kate Moss, Florence Welch?

    Reply
  • 24/04/2016 at 09:24
    Permalink

    Bardzo chciałabym przeczytać o dwóch pierwszych damach. Może na zasadzie zestawienia i porównania? Chodzi o wspomnianą już w tekście Michelle Obamę i Carlę Bruni.
    Oprócz żon prezydentów, lista jest długa. Wymieniam wszystkie osoby, które na zasadzie luźnych skojarzeń wpadły mi do głowy. Może któreś z niżej wymienionych nazwisk zainteresuje Panią Redaktor.
    Projektantki: Siostry Mary-Kate i Ashley Olsen, Miuccia Prada, Jenna Lyons, Ania Kuczyńska
    Zza drugiej strony: Anna Wintour, Annie Leibovitz, Lisa Eldridge
    Blogerki: Garance Dore, Leandra Medine
    Wokalistki: Solange, Lykke Li, Florence Welch
    Francuzki: Josephine de la Baume, Camille Seydoux, Eva Green, Vanessa Paradis
    Włoszki: Sofia Coppola, Monica Bellucci, Beatrice Borromeo
    Brytyjki: Stacy Martin, Keira Knightley, Emma Watson, Amal Clooney
    Dziewczyny z Nowego Jorku: Jemima Kirke, Sarah Jessica Parker, Blake Lively, Lupita Nyong’o
    i… Anna Gacek!

    Reply
  • 24/04/2016 at 12:07
    Permalink

    Siostry Olsen i dużo dużo zdjęć
    I Cate Blanchet jak przeciwległy biegun

    Reply
  • 25/04/2016 at 14:30
    Permalink

    O tak, prosimy o Charlotte Gainsbourg w następnej odsłonie DNA stylu :)

    Reply
  • 28/04/2016 at 17:54
    Permalink

    Ja bym baaardzo chętnie zobaczyła Solange w tym cyklu!

    Reply
  • 01/05/2016 at 00:24
    Permalink

    Również chętnie Solange, ale też Gwen Stefani

    Reply
  • 08/05/2016 at 18:07
    Permalink

    Caroline de Maigret, Marine Vacth, Clémence Poésy, Garance Doré :)

    Reply
  • 20/08/2016 at 21:57
    Permalink

    Alison jest świetna :) Doing it to death usłyszałam w Antyradiu i od tamtej pory The Kills codziennie leci z głośników. W klipach zwróciłam uwagę na jej styl – bardzo rockowy i stwierdziłam, że mamy taki sam gust. Wiadomo dlaczego nie nosi spódniczek/sukienek? Bo ja ich zwyczajnie nie znoszę, wolę spodnie i jestem ciekawa jaki jest jej powód :)
    Pierwszy raz jestem na stronie i muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się czyta. Pozdrawiam

    Reply
    • 21/08/2016 at 13:14
      Permalink

      Opowiadała o tym mi kiedys w wywiadzie. Nie bo nie. Umiera ze śmiechu, gdy widzi siebie w sukience. Pozdrawiam!

      Reply

Odpowiedz na „JuliaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *